Agnieszka Makowiecka-Pastusiak
Wiadomości o zarazie docierały do nas stopniowo. Z Chin, które są tak daleko. Potem z Włoch, już bliżej. Kolejne kraje, a my wciąż zdrowi? Napięcie rosło. Kiedy wreszcie u nas? Bo przecież nie jesteśmy odizolowaną od świata wyspą. 4 marca ogłoszono, że mamy pierwszego zakażonego. Ulga. Jesteśmy częścią świata.
Dlaczego to napięcie, dlaczego tak bardzo chcieliśmy się dowiedzieć, że i u nas jest koronawirus? Bo nie wierzyliśmy, że go nie ma. Bo skończyły się ferie i tysiące Polaków wróciły z nart we Włoszech. Bo nie wierzyliśmy zapewnieniom władz i zaczęliśmy je oskarżać, że kryją przed nami prawdę.
Pierwszy przypadek ogłosili zatroskani ministrowie, którzy od tego czasu regularnie pojawiają się na naszych ekranach i wygłaszają bardzo poważnie brzmiące komunikaty. To dlatego również odczuliśmy ulgę – kiedy ogarnia nas strach, pociechę przynosi nam to, że czuwa nad nami ktoś, kto rozumie czego się boimy, traktuje nas poważnie, nie ukrywa przed nami zagrożenia, ale umie też pocieszyć, bo wie co zrobić, by nas chronić. Potrzebujemy ojca i politycy szybko zostali obsadzeni w roli figur ojcowskich.
To, czy pozostaniemy na dłużej w tej pozycji, która pozwala nam po dziecięcemu ufać w opiekę i sprawczość dorosłego, a nas samych zwalnia z konieczności myślenia i podejmowania decyzji, zależy od naszej osobistej historii, stopnia psychicznej dojrzałości, który w toku rozwoju udało nam się osiągnąć, ale też aktualnej dyspozycji psychicznej, zależnej od momentu i okoliczności życia. Trzeba bowiem pamiętać, że niezależnie od tego jak dojrzali, dorośli i niezależni bywamy, w trudnych momentach wszyscy możemy być bardziej wrażliwi, słabi, przerażeni. Dlatego ludzie różnie reagują na sytuację zagrożenia.
Spróbuję ich opisać dzieląc na grupy, choć to podział bardzo zgrubny i ludzie mogą przemieszczać się pomiędzy grupami, zależnie od tego, jak aktualnie psychicznie się czują.
Pierwsza grupa to ludzie, którzy potrzebują pociechy płynącej od spokojnych i kompetentnych „ojców” i bezgranicznie ufają przekazowi polityków. Nie szukają innych źródeł informacji, które mogłyby zachwiać ich wiarą, że są w dobrych rękach. Potwierdzeniem tego, że jest ich naprawdę wielu jest rosnące w pierwszych dniach zarazy poparcie w sondażach dla sprawującej władzę partii i urzędującego, ale też będącego kandydatem w nadchodzących wyborach prezydenta. To grupa ufająca.
Druga grupa to osoby, które nie poprzestają na chwilowej uldze, że wszystko jest pod kontrolą. Potrzebują rzetelnej wiedzy, żeby się na niej oprzeć i zapanować nad strachem. Dla nich po krótkim czasie ten uspokajający przekaz się zaburzył. Podważyli wiarygodność kreujących się na „ojców” polityków, powiedzieli im „sprawdzamy”. To grupa, która chce wiedzieć, czy prawdą jest, że władze robią wszystko, by ochronić społeczeństwo przed zarazą i jej konsekwencjami. Przede wszystkim bada, czy za przekazem władz nie kryje się polityczny interes. Tę grupę nazywam krytyczną.
Kolejna grupa to ludzie, którzy czują się oszukiwani przez wszystkich. Ci nie mniej się boją, ale nie lubią swojego strachu. Szukają dla niego uzasadnienia. To zaś przynoszą im wiadomości podawane w tonie sensacji, im bardziej katastroficzne, tym szerzej rozpowszechniane wszelkimi kanałami. Sporo z nich jest fałszywych, obliczonych na podsycenie paniki, żeby zwiększyć klikalność, zebrać dane, obliczyć preferencje wyborcze. To grupa bardzo podatna na panikę, wierząca w teorie spiskowe. Grupa paranoiczna.
Zapewne grup może być więcej niż te, które opisałam.
Nie trzymajmy się sztywno tych podziałów. Nie jest tak, że przedstawiciele którejś z tych grup są lepsi albo gorsi od innych. Są różni, mają różne chwile, czasem bardziej potrzebują ufać władzom, czasem zaprzeczyć niebezpieczeństwu, a jeszcze innym razem są tak przerażeni, że wizja katastrofy płynącej z zewnątrz, a nie z ich własnej lekkomyślności i zaniedbań przynosi im ulgę, choć to może brzmieć paradoksalnie.
Chciałabym zakończyć wezwaniem „bądźmy racjonalni”, ale wiem, że to byłoby zaprzeczeniem wiedzy o tym, jak funkcjonuje ludzka psychika. A tego nie wolno mi robić, póki jeszcze mogę z tej wiedzy korzystać. Co nie znaczy, że sama nie podlegam tym procesom. Ja też się boję.