Miłosz Łazarczyk
Dzieci mają taką zabawę: gdy zamkną oczy, wtedy to, czego się boją, znika. Oczywiście nie naprawdę. Ale i tak zabawa ta ma sporo zalet. Daje ulgę, gdy emocje przekraczają pewien próg, za którym stałyby się naprawdę nieznośne. Pozwala na poczucie wpływu tam, gdzie w innym wypadku czulibyśmy się unieruchomieni i bierni. A wtedy przerażenie byłoby doprawdy nie do wytrzymania. Zamknięte oczy wreszcie pozwalają, by na wewnętrznym ekranie wyświetlać wyobrażenie o tym, że wszystko, co straszne, jest czymś błahym. W jednej z części serii przygód o Harrym Potterze, uczniowie Hogwarthu muszą stanąć oko w oko z tym, co ich najbardziej przeraża. Może być to pająk, albo też nauczyciel, albo jeszcze coś innego. Jest na to sposób, a jakże, czarodziejski: należy wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie i jednocześnie wyobrazić sobie przedmiot strachu w sposób groteskowy: wychodzi pająk i – rach, ciach – na każdym z ośmiu odnóży pojawiają się wrotki, pająk traci równowagę, nogi rozjeżdżają się i pojawia się niosący ulgę śmiech. Odpowiednikiem tego w rzeczywistości pozaksiążkowej jest użycie humoru w celu złagodzenia lęku.
Wszystko to cenne i przydatne. Pod warunkiem, że jesteśmy w posiadaniu pewnej, może i też trochę „czarodziejskiej”, umiejętności rozróżnienia dwóch światów: jednego w cudzysłowie, drugiego bez. Nasza zdolność ich rozróżnienia zależy od wielu czynników, między innymi od nasilenia lęku i stopnia poczucia wpływu na sytuację.
Gdy więc otwierając oczy (lub unosząc je znad książki) możemy pomyśleć sobie, niekoniecznie świadomie, że ulga ulgą, ale naprawdę przed chwilą byliśmy przerażeni, i że tak w ogóle zamknięcie oczu nie spowodowało zniknięcia upiora, tylko dało nam kojącą przerwę w odczuwaniu własnej małości i bezradności, wtedy otwiera się przed nami szansa. Bo możemy wtedy pomyśleć – rozróżnić, co z tego, czego się baliśmy, naprawdę jest straszne, a co tylko takie nam się wydaje; zastanowić się jak przeciwdziałać przerażającej sytuacji; uznać, że naprawdę czasem coś nas przerasta i potrzebujemy sięgnąć po pomoc tych, którzy mają w posiadaniu potrzebne nam umiejętności; że nasze czyny niosą określone konsekwencje. I tak dalej.
Ale czasem nie potrafimy tego zrobić. Coś nas powstrzymuje przed otworzeniem oczu i zobaczeniem świata lub nas samych bez magicznego retuszu. Boimy się zdjąć magiczne okulary. Każdy z nas to zna.
Magia usuwająca rzeczywistość ma to do siebie, że po jakimś czasie słabnie. Rzeczywistość zresztą nie daje się wymazać całkowicie. By sobie poradzić, w bajce bohater musiałby powtórzyć zaklęcie lub ponownie wypić eliksir. My, w naszym pozabajkowym świecie, czujemy się zmuszeni, by coraz uważniej sprawdzać, czy na horyzoncie nie czai się niebezpieczeństwo, a gdy coś nam mówi, że tak może być, staramy się zachowywać, jakby go nie było. Wracając do dziecięcej zabawy – musimy ponownie zasłonić oczy, by nie widzieć.
Nasz świat niesie nam wiele strasznych obrazów, których wolelibyśmy nie widzieć – zmiany klimatu, niszczenie środowiska, przemoc i pogarda wobec tych, którzy myślą inaczej niż my, którzy stają nam na drodze. Ostatnio – pandemię wywołaną koronawirusem. To straszne widzieć, że nie tylko tworzymy, budujemy, ale i psujemy. Że nie wszystko potrafimy skontrolować czy przewidzieć. Że nienawidzimy inności. Że nie jesteśmy nieśmiertelni.
Żyjemy w świecie nie tak różnym od świata Harrego Pottera. My też mamy swojego Voldemorta. Nawet niejednego. Tym, co uniemożliwia nam otwieranie oczu i dostrzeganie potworów jest lęk. Boimy się, że nie damy rady, że okażemy się słabi i śmieszni, że potwór jest zbyt silny.
Harry Potter podejmuje ryzyko, bo zmierzyć się ze swoim lękiem, w książce uosobionym w postaci Lorda Voldemorta. Potrafi zaryzykować porażkę i śmieszność. Otacza się przyjaciółmi, z którymi nie zawsze się zgadza, z którymi czasem ma utarczki, ale którzy akceptują go takim, jakim jest. I on akceptuje ich.
Draco Malfoy idzie inną drogą – pozornie wydaje się być pewny siebie i silny. Ale lęk i niepewność, którym zaprzecza, popychają go w objęcia kogoś, kto żywi się nimi wykorzystując do własnych celów. Na tej drodze nie ma przyjaźni.
W naszym świecie też zmagamy się z tym wszystkim, z czym mierzy się Harry Potter. Też jesteśmy niepewni, przelęknieni, rozdrobnieni i izolowani. Nie chodzi o to, by temu zaprzeczać. To popychałoby nas w ramiona czegoś, co mamić nas będzie dzieleniem poczucia wszechmocy, obietnicą ulgi, choć prędzej czy później pokaże swoją drugą stronę – wściekłą i terroryzującą.
Bądźmy jak Harry Potter. Szukajmy przyjaciół, tych, którzy może i są podobnie przestraszeni jak my, nie posiadają prostych, gotowych rozwiązań na każdą okazję, ale za to mają oczy i uszy otwarte. To pomaga w radzeniu sobie z lękiem i niepewnością, ułatwia nam samym mniej bać się widzieć zagrożenia.
Żyjemy bowiem w czasach różnych epidemii. COVID – 19 to jedna z nich.
Inspirujący tekst