Nasi lekarze

Małgorzata ZdżalikWeimann

Pani Sylwii, Pani Milenie, Panu Wojtkowi – lekarzom, którzy pomogli mi uwierzyć, że z tym światem jeszcze nie do końca jest ,,coś nie tak”…

Dlaczego lekarze walczący o nasze życie, dla niektórych z nas ,,Niewidzialni Bohaterowie”, są przez innych atakowani i nienawidzeni? Dlaczego są jak Gladiatorzy w Koloseum, mierzący się z dziką bestią, gdy część widowni wrzeszczy jak oszalała: zabij! Tylko nie wiadomo kogo. Gladiatora czy bestię? Może ten tłum to tłum dzieci, którym do tej pory mówiono, że są wyjątkowe, nie muszą nic robić, uczyć się. Może są to dzieci przekonane, że to, czego chcą, dostaną od razu.

Jest taki okres na początku życia dziecka, kiedy traktuje ono matkę jak niewidzialne otoczenie, powietrze, które zauważa dopiero wtedy, gdy mu go brak, gdy się dusi. Matka i dziecko są jednym; dziecko nie odróżnia ani siebie, ani matki, ani świata poza nimi. Nie musi czekać, gdy jest głodne, bo natychmiast pojawia się w jego ustach sutek pełen mleka. Wystarczy, że krzyknie, zapłacze, a zniknie przykre uczucie braku. Ktoś czy coś przywraca Raj, sytość, błogość, spokój.

Ten Raj, za którym tęsknimy całe życie, kończy się, gdy jakaś ręka nie daje tego, czego chcemy, gdy jakiś głos każe czekać. I wtedy pojawia się Twarz, Postać, Inny, a w nas, Małych Bogach, narasta zdziwienie, przerażenie, wściekłość, że świat to nie Ja, że nie jest tak, że ktoś drugi czuje tak samo czy chce tego samego co Ja.

To złudzenie, że jesteśmy wszechmocni, niezniszczalni, nieśmiertelni, dawała nam matka, jej magiczna intuicja. Potrzebowaliśmy tego po narodzeniu, by nie bać się świata; gdy byliśmy bezradni, filigranowi, potrzebowaliśmy być Małymi Królewiczami, by zaufać sobie i temu, co dookoła. To złudzenie, że jesteśmy wszechmocni, że sami sobie wszystko dajemy albo jest nam dane, gdy tego chcemy, paradoksalnie pomaga nam przekraczać granice tego, co znane i zaciekawiać się nowymi zdarzeniami czy zjawiskami, często pozostaje w nas mocno zakorzenione. Kiedy jako Maluchy napieramy na kontakt w kuchni, żeby zobaczyć, co się stanie, słyszymy głos matki mówiący NIE. Jej ręka chwyta nas mocno, gdy go dotykamy. Wtedy zaczynamy ją widzieć, czujemy, że mamy ręce i nogi, które bolą, oczy, które widzą. Potem, gdy coraz częściej oddalamy się tam, dokąd prowadzi nas ciekawość, a matka nas zatrzymuje, znów ją widzimy. Pytamy „dlaczego?”, tak jak umiemy, często nie chcąc się dowiedzieć, że ,,tam” coś się stanie, że Raj się kończy, że musimy się dostosować do tego, czego się od nas wymaga. Matka jest naszym pierwszym magiem, który chucha na palec i ból znika, ale też tym, kto z determinacją stawia wymagania, na przykład, żeby włożyć czapkę, nawet, gdy wie, że ją zdejmiemy, nawet, gdy jej za to nienawidzimy jako dzieci.

Teraz lekarze są jak matki, mówią, co się dzieje, wymagają współpracy w leczeniu, nie wiedząc naprawdę jak to się skończy. I w niektórych z nas budzi to nienawiść. Nie są magami – nie zatrzymują wiatru i nie odpędzają koronawirusa z powrotem do Chin, zarażają siebie i nas, albo ukrywają, że są zarażeni. Rozczarowują, ale leczą dalej. Może magią czy zaklinaniem rzeczywistości zajmuje się rząd i część duchowieństwa, by niektórzy z nas znów nie widzieli tego, co jest, tego, jakie są fakty, zewnętrzna rzeczywistość, a tylko to, co w ich głowach, by znów mogli być Maluchami. I – jak Maluchy – wchodzą do sklepu, nie patrząc, czy jest w nim wymagana liczba osób, nie czytając kartki na drzwiach, nie widząc Twarzy pani sklepowej, która staje się otoczeniem, powietrzem, a nie matką, na którą w domu czeka dziecko, która boi się zarażenia. Chcą dostać natychmiast to, czego chcą, żeby nie czuć frustracji, żeby nie czekać nawet pięciu minut, bo to dla nich oznacza koniec Raju, koniec świata. To dlatego, że mają matki-magów, które na ich własne życzenie utrzymują ich w pozycji bezmyślnych istot, za nich decydują i za nich myślą. Może dlatego nienawidzą matek-lekarzy, których obraz w naszym społeczeństwie jest wyraźnie skrajny: albo są źli, albo dobrzy. Obie strony mają w tym swój udział. Może dlatego lekarze budzą tak głębokie poczucie winy, bo nie biorą odwetu, bo mimo wszystko nie opuszczają nas.

Trudno czuć wdzięczność do osoby, która się zmienia: nie zawodzi, choć wcześniej zawodziła. Niektórzy mają teraz powody, by brać odwet na matkach-lekarzach i wznosić ręce do matek-magów. Lekarze wiedzą, że to, co buduje siłę, to mierzenie się z rzeczywistością, z chorobą. Są jak matka, która, gdy dziecko krzyczy, że w rogu pokoju stoi potwór, bierze je za rękę i powoli zbliża do ściany, gdzie kończy się fantazja, a zaczyna życie, rzeczywistość zewnętrzna, fakty. Za to urealnianie lekarze i personel medyczny płacą wysoką cenę, znosząc miny, wrzaski, oblewanie drzwi do ich domów i mieszkań farbą, nieprzyjmowanie ich dzieci do przedszkoli itd.; bo gdy coś jest ze światem nie tak, ratują nas: lekarze, pielęgniarki, ratownicy, opiekunowie domów pomocy społecznej, sklepowe, pracownicy poczty, wolontariusze. Ratują nas mimo lęku i zagrożenia chorobą czy śmiercią. Lekarze pokazują nam, jak można zmienić się w zależności od zmieniającej się rzeczywistości, jak się jej uczyć, jak się do niej dostosowywać, gdy brakuje podstawowych środków bezpieczeństwa. Pokazują nam, jak zmieniać swój obraz w społeczeństwie, zwłaszcza teraz, gdy zaczyna się na nich polowanie jak na czarownice, gdy chce się ich zamienić z Ablów w Kainów.

One Reply

  • Są ludzie niewidzialni i są zawody niedostrzegalne. Służba zdrowia to dziedzina o której się mówi. Teraz, w dobie koronawirusa, dużo. Boimy się. Boimy się o siebie, o swoich bliskich, o finanse. Boimy się bo nie mamy pewności co będzie za miesiąc czy rok. Dobrze jest przeczytać artykuł, który w pierwszej części wyjaśnia nam, co tak naprawdę stanowi poczucie bezpieczeństwa. Relacja matka – dziecko. Relacja choroba-lekarz. (w tej rzeczywistości). Polecam kj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.