„cosjestzeswiatemnietak.pl” – subiektywna historia powstania bloga psychoanalitycznego

Jakub Bobrzyński

Zły świat; i wciąż się ku gorszemu toczy,

Gdy język milczy, choć zło widzą oczy.” 1

W. Shakespeare, Król Ryszard III

Kiedy w październiku 2018 roku wśród członków i kandydatów Polskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego pojawiła się inicjatywa wyrażenia protestu przeciwko łamaniu zasad demokracji i nasilaniu polaryzacji w społeczeństwie przez władze, wydawało się to naturalną konsekwencją narastającego poczucia bezsilności, lęku o przyszłość, wyrzutów sumienia, wynikających z braku wcześniejszej reakcji, a także poczucia obywatelskiej odpowiedzialności. Grupa – nazwana roboczo „grupą szybkiego reagowania” – powstała z podzielanego wspólnie poczucia, że „coś trzeba robić”, nie można biernie przyglądać się temu, jak demokracja w Polsce niczym po równi pochyłej zmierza w stronę coraz większego chaosu i autorytaryzmu.

Wkrótce po powstaniu grupy, zanim jeszcze mogła pojawić się wystarczająca przestrzeń pozwalająca ustalić ramy naszej aktywności, doszło do zabójstwa prezydenta Gdańska. Mieliśmy przekonanie, że jest to takie wydarzenie, wobec którego trudno pozostać niemym i – jako środowisko – obojętnym. Zajęcie jednoznacznego stanowiska przez psychoanalityków i kandydatów Towarzystwa poprzez zamieszczenie postu na Facebooku wywołało gwałtowną falę odpowiedzi. Wśród anonimowych internautów były to głosy poparcia, krytyki, ale też trudnej do przyjęcia agresji. W środowisku psychoterapeutów i psychoanalityków reakcja była również spolaryzowana: z jednej strony wsparcie tego rodzaju zaangażowania, z drugiej krytyka, sprzeciw czy nawet oburzenie.

Wydarzenia te wywołały swoisty paraliż w grupie. Próbując zrozumieć, co się stało, zaczęliśmy podchodzić z większą ostrożnością, a nawet lękiem, do tego, co z początku wydawało się zwykłą potrzebą reakcji, refleksyjnego odniesienia się do otaczającej nas rzeczywistości. Potrzeba jakiegoś zareagowania na tę rzeczywistość przerodziła się w poczucie jeszcze większego niż wcześniej przytłoczenia jej złożonością, wywołała bolesne zderzenie z twardym murem rzeczywistości społecznej. Jak się okazało, wypowiadając się w przestrzeni publicznej, zwłaszcza takiej, jaką tworzą media społecznościowe, należy się liczyć z przytłaczającą i niekontrolowaną reakcją; trudno oczekiwać merytorycznej debaty. Przyciągnięcie uwagi osób otwarcie wyrażających poglądy o charakterze radykalnym, przybierające formę hejtu internetowego, może budzić uzasadniony strach.

Co więcej, doświadczenie to nauczyło nas, że chcąc wyrazić jednoznaczne stanowisko w aktualnej sytuacji społeczno-politycznej stajemy nieuchronnie przed bardzo złożonym dylematem: trudno inaczej niż w sposób jednoznaczny wyrazić sprzeciw wobec tak jaskrawych aktów przemocy ze strony osób publicznych, jak niszczenie podstaw demokracji czy słowna agresja, której celem jest dzielenie społeczeństwa. Jakiekolwiek rozmywanie odpowiedzialności czy też przyjmowanie postawy typu „wszyscy powinniśmy uderzyć się w piersi” może przynieść więcej szkody niż pożytku. Z drugiej strony, jednoznaczne wypowiedzi lawinowo nasilają polaryzację i mogą ,,dolewać oliwy do ognia” i tak już wystarczająco rozpalającego konflikty społeczne. Trzecią opcją jest zachowanie milczenia, pogodzenie się z własną bezsilnością, ale też strachem i niepewnością. Wydawać się może, że nie ma dobrego rozwiązania, staliśmy się wszyscy ofiarami sytuacji zdominowanej przez przemoc.

Patrząc z jeszcze innej perspektywy, można wyciągać wnioski z trudnych doświadczeń, szukać możliwej, neutralnej przestrzeni na myślenie i próbować – autorefleksyjnie – rozumieć własne położenie, nieświadome motywacje, konsekwencje płynące z własnych działań mających miejsce w jakimś szerszym kontekście społecznym i w określonym czasie.

Wydaje się, że jako grupa, która wyznaczyła sobie zadanie otwartego reagowania na wydarzenia społeczne, mogliśmy się znaleźć w sytuacji zakładników, mających ograniczone pole manewru; począwszy od tego, że staliśmy się zakładnikami naszego własnego przekonania, że niezabieranie głosu jest jednoznaczne z przyzwoleniem na dziejącą się przemoc. Takie przekonanie może tworzyć presję podejmowania konkretnych działań, a presja – paradoksalnie – może paraliżować swobodne wypowiadanie się i dzielenie osobistymi odczuciami, np. poczuciem, że się boimy wystawiać się na krytykę, agresję czy internetowy atak. Jakiekolwiek wątpliwości, obawy czy ostrożność mogą być w tym świetle interpretowane jako „chowanie głowy w piasek” czy konformizm.

Mogliśmy także stać się zakładnikami oczekiwań płynących spoza naszej grupy, ze strony środowiska terapeutów i analityków, a co szczególnie trudne, oczekiwań o sprzecznym charakterze: aktywnego zaangażowania się w sprawy społeczne z jednej strony, a z drugiej, abyśmy nie zabierali głosu w imieniu innych. W oczach jednych zaczęliśmy być postrzegani jako grupa osób nieodpowiedzialnych, wybierających radykalne rozwiązania, narażające nasze środowisko na jakieś zagrożenie z zewnątrz. W oczach innych staliśmy się zbyt bojaźliwi, powściągliwi czy też bierni, czego wyrazem stał się fakt, że nazwa „grupa szybkiego reagowania” w obliczu wspomnianego wyżej paraliżu i nie-reagowania, stała się z czasem przedmiotem drwin. Z grupy nastawionej na cel, jakim miało być zabranie głosu w przestrzeni publicznej, staliśmy się grupą, która nie może go zabrać, ale też nie może milczeć, bo wówczas sens jej powołania do istnienia staje się wątpliwy.

Patrząc z bardziej optymistycznej perspektywy, można powiedzieć, że proces, z którym wówczas zmagaliśmy się jako grupa (i który trwa do dzisiaj), jest procesem ewolucji od początkowej jednomyślności i nastawienia na działanie, w kierunku narastającego zróżnicowania, niejednomyślności, wątpliwości i doceniania złożoności otaczającej nas rzeczywistości, ale jednocześnie w związku z tym mniejszej zdolności do jednoznacznego działania. Jak każdy proces rozwojowy, miał on od początku charakter frustrujący, bolesny i wywoływał w wielu z nas zniechęcenie do dalszego angażowania się.

Trudno oczywiście ów proces grupowy umieszczać w jakiejś izolacji, poza szerszym kontekstem społecznym, w którym żyjemy. Otaczająca nas rzeczywistość społeczno-polityczna zmienia się w takim tempie, że można powiedzieć, iż żyjemy w czasach permanentnego kryzysu. Pandemia, z którą mamy do czynienia od kilku miesięcy, przyczynia się jeszcze do jego pogłębiania. Tolerowanie niepewności co do przyszłości jest obecnie stałym wyzwaniem dla każdego z nas. Rzeczywistość ta jednocześnie nie pozwala uniknąć dylematu, przed jakim stajemy: jak godzić ideał analitycznej neutralności z koniecznością jakiegoś rodzaju angażowania się w sprawy społeczne. Polityka wdziera się obecnie w każdą sferę naszego życia, dlatego – czy tego chcemy, czy nie – zawsze w jakiś sposób pytania dotyczące naszej aktualnej rzeczywistości, jak również naszej przyszłości, dotykają nas wszystkich. Pozostaje pytanie, w jaki sposób my, tak zwani szarzy obywatele, możemy korzystać z pozostałej nam wolności. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że na to, jak wygląda aktualna sytuacja społeczno-polityczna, jako terapeuci nie mamy zbyt dużego wpływu. Będąc obywatelami, jesteśmy w roli obserwatorów, a jednocześnie ofiar bezwzględnej walki o władzę, jaka toczy się w naszej przestrzeni publicznej. Możemy próbować przeciwstawiać się autorytarnym zapędom władz, narażając się być może na ryzyko jakiegoś rodzaju represji.

Naszą obecną sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że przestała istnieć neutralna przestrzeń debaty publicznej, w której byłoby miejsce na różne głosy, dzielenie się refleksją i w której mówienie czy pisanie na tematy społeczne nie przybierałoby charakteru politycznego. Trudno wyraźnie określić granicę, poza którą nasza wolność przestaje istnieć. Niewątpliwie ta granica może być usytuowana gdzie indziej w zależności od indywidualnego doświadczenia. Wydaje się na przykład, że dla osób zajmujących się jakiegoś rodzaju działalnością twórczą ta granica już dawno została przekroczona. Jak określił to Krystian Lupa, „zatruwanie naszego życia we wszystkich sferach jest w gruncie rzeczy zatruwaniem naszego pola decyzji”2. Oznacza to, że artyści stracili przestrzeń wolności, pozwalającą im na zmierzanie w dowolnym kierunku w procesie poszukiwania nowych form wyrazu – procesie będącym istotą twórczej aktywności. Ten kierunek nadawany jest obecnie przede wszystkim przez wydarzenia społeczno-polityczne.

Można co prawda powiedzieć, że nie wszyscy w takim samym stopniu jak artyści jesteśmy podatni na to „zatruwanie naszego pola decyzji”. Pytanie, w jakim stopniu rzeczywistość społeczno-polityczna wkracza w obszar psychoterapii? Wszakże proces psychoanalityczny również jest procesem twórczym, wymaga – jako warunku koniecznego – poczucia wolności, otwartości na dowolny kierunek, w którym zmierza. Można, w związku z tym, zadać sobie pytanie, czy psychoanaliza – rozumiana nie jako statyczna teoria, ale jako żywe doświadczenie – możliwa jest w każdych okolicznościach społeczno-politycznych? Czy jej emancypacyjny potencjał nie wymaga społecznego otoczenia, w którym wolność – wypowiedzi, myślenia, działania – jest zasadą, która nie jest w żaden sposób ograniczana? Można powiedzieć, że wolność myślenia jest w zasadzie nieograniczona w każdych warunkach; nasze myśli są przecież niedostępne dla innych, dzięki czemu, nawet w totalitarnych reżimach, pewna dawka wolności jest możliwa. Ale czy to jest prawdziwa wolność?

Za ilustrację literacką naszego obecnego położenia może posłużyć Król Ryszard III Szekspira, kronika napisana na kanwie historycznych wydarzeń przejęcia korony przez XV-wiecznego potomka rodu Yorków, księcia Gloucester. Ryszard to uzurpator, który nie słuchając głosu sumienia, po trupach (w sensie dosłownym) dąży do władzy. Jak sam o sobie mówi w otwierającym dramat monologu:

„Ja w tych łagodnych jak tony fujarki

Czasach pokoju jedną mam rozrywkę:

Cień swój oglądam w słońcu i na temat

Własnej ohydy układam wariacje.

Skoro nie mogę grać roli kochanka

I tych dni pięknych wypełniać miłością –

Postanowiłem zostać nikczemnikiem

I w pustkę błogich dni sączyć nienawiść…”3

W odróżnieniu od wielu bohaterów szekspirowskich, nie jest on postacią szczególnie złożoną psychologicznie. W jego duszy nie toczy się jakiś tragiczny konflikt, jego żądza władzy nie napotyka na jakiekolwiek wewnętrzne przeszkody. Umysł Ryszarda skupia się na poszukiwaniu perwersyjnych rozwiązań: prawda nie ma dla niego żadnego znaczenia, liczy się jedynie cel osiągany wszelkimi dostępnymi środkami4. Nikczemne działania wystarczy ubrać w szaty szlachetności, nawet jeśli wszyscy wokół wiedzą, że król jest nagi.

Dramat ten wydaje mi się szczególnie ciekawy ze względu na scenę III w akcie drugim. Zazwyczaj w historycznych czy literackich opisach walki o władzę, tym, co wysuwa się na pierwszy plan, są motywy i działania głównych zainteresowanych: tych, którzy przejmują władzę i tych, którzy zostają jej pozbawieni. W scenie tej jednak na moment na pierwszy plan wysuwają się tak zwani „szarzy obywatele”, którzy zazwyczaj stanowią niewidzialne tło politycznych rozgrywek na szczytach władzy. Ich działania nie mają prawie żadnego wpływu na rzeczywistość, zwłaszcza te indywidualne. A jednocześnie toczące się wydarzenia mają niezwykły wpływ na ich własną rzeczywistość, a także perspektywy na przyszłość. Dlatego są oni pilnymi obserwatorami wydarzeń, starają się nadawać im jakiś sens, kreślić możliwe scenariusze na przyszłość. Niechętnie przyznają się do bezsilności, prędzej odczuwają jakiś rodzaj złości, buntu, łudzą się optymizmem albo odsuwają się od rzeczywistości, zaprzeczając jej znaczeniu dla nich samych. Tak czy inaczej, tym, co – bardziej lub mniej świadomie – czują, jest przede wszystkim strach przed nieznanym oraz bezsilność. We wspomnianej scenie, Szekspir oddaje te nastroje w dialogu między anonimowymi obywatelami na londyńskiej ulicy. Jeden z nich (Trzeci Obywatel) wygłasza następującą kwestię:

„Na widok chmur, kto mądry, wdziewa płaszcz;

Gdy liście lecą, wie, że zima blisko,

Z zachodem słońca – oczekuje nocy,

W niewczesnych burzach widzi nieurodzaj.

Wszystko Bóg może obrócić na dobre,

Ale czy myśmy na to zasłużyli?

Wątpię – i właśnie dlatego się trwożę.”5

W ustach współczesnego obywatela mogłyby zabrzmieć podobne słowa, przy czym „Boga” zastąpić mógłby jakiś posiadający swoją własną logikę proces dziejowy, zasady rządzące procesami społecznymi, bardziej lub mniej zrozumiałe prawa przyrody czy może ślepy los. Podobnie jak ci anonimowi bohaterowie szekspirowscy wierzymy, że jakieś nasze zbiorowe działanie może odwrócić bieg wydarzeń, zmierzających raczej w stronę nocy niż jasnego dnia, zimy raczej niż jakiejś nowej wiosny. W jednej z późniejszych scen Króla Ryszarda III, inny szary obywatel (Skryba) podaje odmienny powód złego obrotu spraw:

„Zły świat; i wciąż się ku gorszemu toczy,

Gdy język milczy, choć zło widzą oczy.” 6

Jeśli więc – jak wskazuje wcześniejszy cytat – nie zasługujemy na lepszą przyszłość, to winna jest temu nasza bierność, przymykanie oczu i powstrzymywanie języka tam, gdzie przydałoby się coś powiedzieć (lub napisać).

Hannah Arendt7 zwróciła uwagę, że procesy historyczne w naturalny sposób zmierzają do tego, aby pod względem automatyzmu dorównać procesom zachodzącym w przyrodzie. Istotą takich automatycznych procesów jest to, że mogą one przynieść ludzkiemu życiu jedynie klęskę, ponieważ wszelkiego rodzaju automatyzacja wiedzie nas z bytu w niebyt, zgodnie z kierunkiem biologicznych przemian: od narodzin po śmierć. Rozważania te przywodzą na myśl refleksje Freuda na temat popędu śmierci8. Według Arendt, w procesach historycznych możliwe jest jednak zakłócenie tego automatyzmu przez ludzkie spontaniczne działanie; procesy te są nieustannie zakłócane i kreowane przez ludzką inicjatywę (przejaw popędu życia?). Arendt nawiązuje tutaj do greckiego znaczenia pojęcia działania jako „rozpoczynania czegoś od nowa”9, inicjowania czegoś w sferze publicznej ,będącego istotą wolności w starożytnym, przed- i pozafilozoficznym, znaczeniu10. Według filozofki, współczesne rozumienie wolności jest efektem wypaczenia – w toku rozwoju zachodniej tradycji filozoficznej – właściwego, pierwotnego znaczenia tego pojęcia. Wolność w tej tradycji zaczęła być rozumiana jako możliwa jedynie poza sferą spraw międzyludzkich; nie doświadczamy jej w towarzystwie innych, ale podczas obcowania z własnym „ja” (na przykład w formie wewnętrznego dialogu, od czasów Sokratesa nazywanego myśleniem, czy też w formie zmagania się z naszymi wewnętrznymi konfliktami). Stałe, niekwestionowane miejsce dla wolności we wnętrzu człowieka ostatecznie umocnili u schyłku starożytności myśliciele chrześcijańscy (św. Paweł i św. Augustyn), którzy – jak podkreśla Arendt – byli wówczas ludźmi pozbawionymi jeszcze swojego miejsca w świecie. Wolność ukryta w mrokach duszy ludzkiej nie może być jednak nazwana naocznym faktem, może ona uzyskać jawność jedynie w sferze życia codziennego, „byćwolnym i działać to jedno i to samo”11.

W psychoanalizie działanie kojarzyć się może z aktywnością sprzeczną z myśleniem, będącą raczej efektem rozładowania popędu niż jego przetworzenia w świadomą myśl. W tym sensie, psychoanaliza wpisuje się we wspomnianą tradycję przemieszczania wolności od sfery międzyludzkich spraw do wewnętrznej przestrzeni umysłu. Freud w swoich pismach poświęcił niewiele miejsca na problem ludzkiej wolności. Biorąc pod uwagę jego nawiązania do Kanta, można przypuszczać, że – podobnie jak niemiecki filozof – postrzegał wolność jako fakt wykraczający poza sferę zjawisk. Zainteresowanie Freuda skupiało się przede wszystkim na tym, w jaki sposób człowiek – jako istota biologiczna – jest zdeterminowany przez swoje nieświadome, zakorzenione w popędach, motywy. Być może – idąc za argumentacją Hanny Arendt – jeśli uznamy człowieka nie tylko za istotę biologiczną, ale także historyczną, możliwe staje się pogodzenie determinizmu z wolnością, automatyzmu procesów społecznych z „absolutnym nieprawdopodobieństwem” przełomowych wydarzeń historycznych12, jak również przymusu powtarzania z możliwością dokonywania radykalnych zmian w indywidualnej historii życia (za sprawą spontanicznego, wolnego aktu wykroczenia poza determinizm wynikający z własnej konstytucji psychicznej; przy czym warto podkreślić, że przestrzeń psychoanalityczna, w której staje się to możliwe, jest przestrzenią między-osobową).

Patrząc z takiej perspektywy, fakt, iż dzisiaj w Polsce możemy jeszcze mówić o tym, że demokracja nie przestała istnieć, wynika z odwagi tych, którzy decydują się na „opuszczenie bezpiecznego zacisza czterech ścian i wejście w świat publiczny […] gdzie troska o przetrwanie traci na ważności […] na rzecz dbałości o wolność świata”13. Nie jest to możliwe w ramach działań indywidualnych, przestrzeń publiczna współtworzona jest dzięki zbiorowemu wysiłkowi ludzi realizujących swoją potrzebę wolnego, nieskrępowanego współdziałania.

Takimi przesłankami kierowała się inicjatywa, dzięki której powstał blog psychoanalityczny o nazwie „cosjestzeswiatemnietak.pl”, stanowiący przestrzeń dla – inspirowanej myśleniem psychoanalitycznym – wymiany na tematy związane z problemami współczesnego świata. Źródłem nazwy bloga jest wygłoszony w grudniu 2019 roku noblowski wykład Olgi Tokarczuk, która wyraziła swoją troskę o współczesny świat w następujących słowach: „Zalew obrazów przemocy, głupoty, okrucieństwa, mowy nienawiści, rozpaczliwie równoważony jest przez wszelkie „dobre wiadomości”, ale nie są one w stanie ujarzmić dojmującego wrażenia, które trudno jest nawet zwerbalizować: Coś jest ze światem nie tak. To poczucie, zarezerwowane kiedyś tylko dla neurotycznych poetów, dziś staje się epidemią nieokreśloności, sączącym się zewsząd niepokojem.14

Uznaliśmy, że nie chcemy pozostawać bierni wobec tego „sączącego się zewsząd niepokoju”. Doszliśmy do wniosku – jako psychoterapeuci i psychoanalitycy – że nawet jeśli w gabinecie zajmujemy się przede wszystkim rzeczywistością wewnętrzną, naszą i naszych pacjentów, musimy pozostawać w żywym kontakcie z rzeczywistością zewnętrzną, która jest nie mniej dla nas ważna.

Literatura cytowana

Arendt, H., „Co to jest wolność?”, w: Między czasem minionym a przyszłym, przeł. M. Godyń, W. Madej, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2011, s. 175-209.

Freud, Z., „Poza zasadą przyjemności”, w: Poza zasadą przyjemności, przeł. J. Prokopiuk, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, s. 7-58.

Shakespeare, W., „Król Ryszard III”, w: Tragedie i kroniki, przeł. S. Barańczak, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013, s. 1437-1584.

Tokarczuk, O., Przemowa noblowska, The Nobel Foundation 2019, https://www.nobelprize.org/uploads/2019/12/tokarczuk-lecture-polish.pdf. Dostęp: 26.04.2020

1

 Shakespeare, W., Król Ryszard III, Akt III, scena VI, dz. cyt., s. 1522.

2

 Dyskusja pt. „Dziwny jest ten świat”, z cyklu Sztuka myślenia, Teatr im. J. Słowackiego, https://www.youtube.com/watch?v=arOZDUu23co. Dostęp: 10.06.2020, 59’.

3

 Shakespeare, Król Ryszard III, Akt I, Scena I, dz. cyt., s. 1441-1442.

4

 „Żadnego wsparcia, chyba że ze strony/ Samego diabła i własnej obłudy”. Tamże, Akt I, Scena II, s. 1456.

5

 Tamże, Akt II, scena III, s. 1493.

6

 Tamże, Akt III, scena VI, s. 1522.

7

 Arendt, H. Co to jest wolność?, dz. cyt.

8

 Freud, Z., Poza zasadą przyjemności, dz. cyt., s. 33-45.

9

 Chodzi o słowo άρχειν, odpowiadające łacińskiemu agere, oznaczającemu „wprawiać w ruch”, tamże, s. 203.

10 Jak podkreśla Arendt, „Na całej przestrzeni dziejów wielkiej filozofii od presokratyków do Plotyna – ostatniego filozofa starożytności – nie spotykamy troski o wolność. […] Zawsze natomiast znano wolność w dziedzinie polityki, choć co prawda nie jako problem, lecz jako fakt życia codziennego.” Tamże, s. 178.

11

 Tamże, s. 187.

12

 Tamże, s. 208-209.

13

 Tamże, s. 191.

14

 Tokarczuk O., „Czuły narrator”, przemowa noblowska, dz. cyt., s. 14.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.