Władca much – epidemia cynizmu

Od jakiegoś czasu, słuchając wiadomości z kraju i ze świata czuję niepokój i bezsilność wobec tego co dzieje się wokół. Próbuję zrozumieć rzeczywistość w której żyję, poukładać sobie jakoś to co widzę, czyli różnego rodzaju problemy i zagrożenia. Klimatyczne, pandemiczne, polityczne, społeczne. Z pomocą przyszła mi moja własna nieświadomość – przypominała mi się dawno przeczytana książka „ Władca much”. Czy w tej książce z 1954 roku znajduje się coś, co w odniesieniu do dzisiejszego świata jest aktualne? Postanowiłam oderwać się od bieżących spraw i zagłębić w lekturę…

Podczas wojny wskutek katastrofy lotniczej na bezludną wyspę trafiają chłopcy w wieku od 6 do 13 lat. Nie ma wśród nich żadnego dorosłego. Głównymi bohaterami powieści są: Ralf, Prosiaczek i Jack. Ralf – naturalny przywódca, odważny, cieszący się wolnością i pięknem przyrody, wierzy w nadejście pomocy, dba o to by wysyła sygnał dymny poprzez utrzymywanie ogniska i buduje chaty – schronienie w razie deszczu. Jest jednak w tej pracy osamotniony i rozgoryczony tym, że inni są beztroscy lub zajmują się polowaniem. Ralf ma u swego boku Prosiaczka, który reprezentuje postać myślącą i rozumiejącą, choć wyśmiewaną i niedocenianą przez innych. Prosiaczek ma okulary, o które później rozegra się bitwa. Okulary – symbol widzenia, może intelektu, potrzebne są do rozpalenia ognia, dającego sygnał, będącego komunikatem do kogoś z zewnątrz (okrętów, dorosłych), wołaniem o pomoc.

Tych samych okularów potrzebuje do rozpalenia ognia również drugi bohater – Jack, ale jego ogień służy ma do upieczenia upolowanej świni. Do zrobienia uczty, do poczucia swojej mocy, do zagrzewania się do walki przez rytualne śpiewy i tańce. Jack inaczej niż Ralf radzi sobie ze lękiem. On nie buduje chat, nie woła o pomoc. On poluje. Staje się groźnym myśliwym, którego boją się zwierzęta i ludzie. Tylko raz w całej powieści Jack ujawnia, że on sam też się boi, i że jego sposobem na pozbycie się tego lęku jest agresja, dominacja i maniakalne działania. Jack nie prosi o okulary. On je kradnie. Działa z pozycji siły. W którymś momencie Ralf mówi do Jacka, że wystarczyło poprosić, a dostałby to czego potrzebował. Ale Jack nie chce prosić – chce brać bez pytania, nie chce współpracować – chce rządzić w pojedynkę. Niszczy konchę – muszlę, która jest wśród chłopców symbolem demokracji, prawa do wypowiadania własnego zdania. Każdy kto chciał przemówić – brał do ręki konchę i był wysłuchany. Jack jednak nie znosi niejednoznaczności, on dąży do władzy bez cienia wątpliwości. Przeciwwagą dla tej postawy jest zachowanie Ralfa, który w pewnym momencie zdaje sobie sprawę z tego, że Prosiaczek jest osobą, do której można się zwrócić o radę, która ma większą niż on łatwość w myśleniu. Za połowę sukcesu można uznać uświadomienie sobie swoich braków, niekompetencji, przyznanie, że ten inny, a nie ja, ma taką kompetencję i zwrócenie się do niego o pomoc. W samym tym akcie zawiera się mądrość. Choć wymaga to przełknięcia narcystycznej dumy.

Golding ukazuje coś uniwersalnego i ponadczasowego. Podejmuje temat lęku, radzenia sobie z lękiem i zarządzania nim. Pokazuje jak lęk może być rozgrywany w różnych grupach społecznych. Można potraktować postać Jacka jako reprezentanta tych wszystkich przywódców, którzy proponują przemoc, autorytaryzm i obiecują siłę, moc, mięso, ucztę, obiecują pozbycie się uczucia lęku. Ten typ przywódcy chce obłaskawić niezidentyfikowane zagrożenie, które nazywa „zwierzem”, pozostawiając mu ofiarę w postaci świńskiego łba nadzianego na kij. On nie chce sprawdzić czego się tak naprawdę boi. Ważne jest dla niego, by przejść na stronę mocy. Tak jak ludy pierwotne składały „daninę dla bogów”, tak i dziś tacy przywódcy szukają ofiar, kozłów ofiarnych. Ta strategia u Goldinga niestety działa. Jack staje się coraz popularniejszy, dołącza do niego coraz większa grupa chłopców. Dochodzi do konfrontacji Ralfa i Jacka. Ralf ze swoim pokojowym nastawieniem przegrywa. To co proponuje nie wydaje się pozostałym atrakcyjne. Ralph zostaje całkiem sam, zaszczuty i ścigany przez żądnych krwi myśliwych. W końcu to na niego jest obława.

Można myśleć o świecie jak o tej wyspie, nietrudno jest też odnaleźć podobieństwa do opisanych w książce zdarzeń w społeczeństwach, krajach, instytucjach, a nawet rodzinach. Schemat wspólny dla różnych grup jest następujący: istnieje jakieś niebezpieczeństwo – teraz np. koronawirus. Boimy się. Jak sobie z tym radzimy? Jak radzą sobie nasi przywódcy? Kim my jesteśmy w tej konstelacji? Która opcja nas pociąga, do której przyłączamy się swoimi wyborami i decyzjami? Można pomyśleć o tej wyspie i chłopcach na niej się znajdujących również jako o własnym świecie wewnętrznym, bo przecież wewnątrz nas samych także odbywa się walka budowania i niszczenia. W każdej sytuacji zagrożenia rozgrywa się podobny dramat. Czy zwyciężają w nas te części, które szukają komunikacji, budowania i cywilizacji, czy też te, które preferują agresję, dzikość i podbój?

Wszystkie postaci z książki można zobaczyć jako wyraz pewnych postaw społecznych i/lub opis części osobowości jednostki. Oprócz tych oczywistych, którymi są Jack i Ralf, jest wiele innych. Są maluchy – dzieci, które płaczą, boją się lub beztrosko bawią i w żaden sposób nie są w stanie wejść w rolę kogoś dorosłego, odpowiedzialnego. Czyż nie jest to kawałek nas, który czasem dochodzi do głosu? A kogo reprezentuje Prosiaczek? Może naukowca, albo eksperta? A może kogoś kto nie wie, ale się zastanawia? Prosiaczek boi się i nie wygląda na herosa. Staje się ofiarą, lekceważoną i pogardzaną właśnie z tego powodu, że tak widoczne są u niego nieporadność i strach. Łatwo można w niego wprojektować własne niechciane lęki i bezradność. Zaintrygowała mnie również inna postać, która jest mało wyeksponowana w powieści – Simon. Jest to chłopiec z lękami społecznymi, który boi się wypowiedzieć głośno, podobnie jak Prosiaczek jest wyśmiewany i lekceważony. Ale to właśnie on nie przyłączając się do nikogo odważył się na konfrontację z tajemniczym „zwierzem”. Odkrył dzięki temu, że tym co wzbudzało strach były zwłoki spadochroniarza zaplątane w gałęziach i poruszające się na wietrze. Tylko Simon mimo lęku i obrzydzenia nie uciekł i nie pozostał w swoich wyobrażeniach. Postać Simona jest moim zdaniem kluczem do powieści Goldinga. Simon się nie poddał – odkrył tajemnicę strasznego „zwierza”, uwolnił zwłoki, jakby symbolicznie dokonując pochówku i spieszył by powiadomić o tym innych. Niestety nie udało mu się. Sam stał się ofiarą rozszalałych myśliwych. Zwolennicy Jacka, pozornie nieustraszeni, wpadli w panikę widząc ruch. Na oślep zaatakowali Simona, nonkonformistę, dociekliwego i rozsądnego outsidera. Po takiej zbrodni coraz trudniej zawrócić z raz obranej drogi. Trzeba zagłuszyć winę, zniszczyć świadków, tych którzy myślą inaczej. Koniecznie trzeba się utwierdzić w raz obranej drodze.

Myślę, że można odnieść wydarzenia ostatnich dni [ demonstracje, które rozpoczęły się po wyroku TK w październiku 2020r] do końcowych scen „Władcy much”. Nastąpiła kumulacja frustracji, pojawiła się determinacja, by jednak przerwać eskalację bezprawia i szerzącego się cynizmu. W tej fali wzbierającego protestu zrodziła się nadzieja na zatrzymanie „Jacka”. Ożyła siła, która sprzeciwia się tej epidemii buty. Społeczeństwo, choć sfrustrowane i niepewne tego co będzie, mimo lęku przed zakażeniem covidem, jest na tyle zdesperowane, że wyszło na ulice, żeby zademonstrować swoją niezgodę.

Każda sytuacja w której dochodzi do głosu poczucie jedynej słusznej racji, grozi przyjęciem postawy Jacka.

W powieści na koniec pojawia się ratunek, przybywają dorośli. Oficer pyta „kto tu jest przywódcą?”. Jack milczy, choć przejął właściwie władanie na wyspie. Ralf bez wahania odpowiada, że on – Ralf jest przywódcą. Choć wycieńczony i ledwo żywy, do końca nie oddaje przywództwa i wiary w nasze człowieczeństwo i odpowiedzialność. Ale można też bardziej pesymistycznie zinterpretować zakończenie „Władcy much”. Może to już tylko sen, marzenie Ralfa o nadchodzącej pomocy. Może to jego ostatnia wizja w momencie śmierci (oficer zjawia się nagle, gdy Ralf stracił przytomność). Golding daje czytelnikowi możliwość własnej interpretacji, szanując wolność wyboru.

Możemy odnaleźć własną wyspę – wewnątrz i na zewnątrz nas w przeszłości i teraźniejszości. Czy rozpoznajemy bohaterów powieści wokół nas i w samych sobie? Co dzieje się z symbolicznym Prosiaczkiem i Simonem gdy jesteśmy w trudnej sytuacji, gdy się boimy? Czy zaprzeczamy lękowi rozniecając wielkościowe przekonania na swój temat i na temat swojej grupy, swojego narodu ? Czy zwycięża w nas cynizm i konformizm? Czy jednak nadejdzie ratunek?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.